O artyście
- Mężczyźni przychodzą i odchodzą, tylko moja muzyka nigdy mnie nie opuści - mówiła o sobie. Urodzona w 1941 roku Évora wychowywała się w prostej, ale niepozbawionej muzycznych tradycji rodzinie. Jej matka była kucharką, ale ojciec i brat grali na różnych instrumentach, a wuj - którego nie znała - był autorem wielu popularnych miejscowych piosenek. Nic nie wskazywało że Cesária będzie kontynuować rodzinne tradycje.
Jako nastolatka trafiła do szkoły prowadzonej przez zakonnice, gdzie uczyła się praktycznych zajęć - szycia i gotowania. Zamiast jednak założyć rodzinę zaczęła śpiewać w miejscowych zespołach. Że ma talent było jasne od dawna - ujawniła go występując podczas kościelnych nabożeństw. Ale ostatecznie o jej przyszłym życiu zadecydowało uczucie. Podobno nigdy nie postawiłaby na scenę, gdyby nie pewien młody, przystojny gitarzysta, z którym romansowała, i który namówił ją do występów w swoim zespole. Choć miała zaledwie 16 lat, szybko stała się lokalną sensacją klubów i knajpek portowego miasta Mindelo.
Na prawdziwy sukces musiała poczekać jednak jeszcze trzy dekady. Nagrywała dla lokalnych rozgłośni radiowych, a zauroczeni jej głosem bardziej popularni artyści z Wysp Zielonego Przylądka zapraszali ją kilkakrotnie na nagrania w stolicy Portugalii Lizbonie. Żadna z jej ówczesnych piosenek nie zdobyła jednak popularności. Na pewien czas porzuciła scenę. Próbowała wrócić w połowie lat 70., kiedy nagrała dwie płyty. Ale i one przeszły niezauważone
Prawdopodobnie na tym skończyłaby się jej przygoda z muzyką, gdyby 10 lat później nie spotkała mieszkającego na Wyspach Zielonego Przylądka Francuza José da Silvy, który został jej menedżerem i producentem. Da Silva zabrał ją do Paryża. Europejskie albumy Cesárii zaczęły zdobywać jej coraz większą publiczność. Czwarty "paryski" longplay, wydany w 1992 "Miss Perfumado" okazał się wielkim przebojem. Ze znanej zaledwie wąskiemu gronu koneserów wykonawczyni Evora nagle awansowała do rangi symbolu morny - melancholijnego gatunku charakterystycznego dla Wysp Zielonego Przylądka.
- Moją muzykę często porównuje się do fado i bluesa. Ale morna ma wiele źródeł. Tango z Argentyny, rumbę z Kuby, muzykę afrykańską i brazylijską, a nawet szanty. W latach 60. do Mindelo zawijały statki pod różnymi banderami. Śpiewałam w klubach dla marynarzy z całego świata. I wszystkim bez względu na narodowość zawsze podobały się moje piosenki - mówiła. Na przełomie wieków Evoria była już prawdziwą gwiazdą. Jej albumy zyskiwały status złotych i platynowych płyt. W 2004 roku za album "Voz d'Amor" otrzymała nagrodę Grammy w kategorii world music.
Z entuzjazmem o jej twórczości wyrażali się między innymi Madonna i David Byrne. Swoją nastrojową, przejmującą smutkiem i nostalgią muzyką zdobyła wielu fanów także w Polsce. Cesária wracała do nas wielokrotnie - aby nagrać wersje piosenek w duetach z Kayah i Dorotą Miśkiewicz, ale przede wszystkim na kolejne trasy koncertowe, które zawsze przyciągały tłumy widzów. Od lat prezentowała się na nich tak samo - skupiona na muzyce, ze szklaneczką whisky w ręku, zawsze bosa. - Brak butów jest dla mnie zupełnie naturalny - tłumaczyła. - Gdy wyjeżdżam do Europy, czasem zakładam sandały, bo jest mi zbyt zimno. Ale poza tym zawsze staram się chodzić boso. W końcu tak się urodziłam. I tak też umrę.
Wiosną 2010 przeszła poważny atak serca. Miała też problemy z ciśnieniem. Musiała z tego powodu odwołać wiele koncertów. Mimo to wciąż chciała występować. Finansowała też nagrania młodych artystów z Wysp Zielonego Przylądka. - Mamy piękną pogodę, cudowne morze i wspaniałe słońce - mówiła o swojej ojczyźnie. - Ale poza tym nie ma tam nic więcej. Całym naszym bogactwem jest muzyka.
Słynna wokalistka z Wysp Zielonego Przylądka zmarła 17 grudnia 2011 w wyniku niewydolności krążenia na należącej do archipelagu rodzinnej wyspie São Vicente.
Robert Sankowski wyborcza.pl